star (2011-04-22) Ocena: 7 To jest wino do krewetek! Nie żartuję:) To nie dlatego, że zacząłem jeść z rana krewetki, a na wieczór sushi. W głowie (czyt.dupie)
mi się jeszcze nie poprzewracało. Przynajmniej nie aż tak. Choć muszę przyznać, że jak mi znajomi kiedyś do szpitala sushi przemycili to była to miła odmiana od szpitalnej
kuchni. Wracając do naszych krewetek, to nie za bardzo wiem jak to się stało, ale w Amber Room w oczekiwaniu na
degustację zamówiliśmy ze znajomym herbatę i krewetki. Poczęstowałem Istvana. Nie tknął. Ma zasady chłopak. Przed degustacją
nie jada. No to ja też nie śmiałem sięgnąć po nie. Tylko kierowca Szepsy'ego sie poczęstował. Tak te krewetki dotrwały
do degustacji, wziąłem je ze sobą, żeby mi/im było raźniej. Spytałem tylko Istvana do jakiego wina mam je spróbować.
Po chwili wahania, zdecydowanie wskazał właśnie na ten rocznik Harslevelu. Krewetki były zapiekane, dodam tylko. Po waniliowo/siarkowych
meandrach wróciliśmy przy tym winie na czysty profil aromatyczny. Czysty aromat, czysta forma. Kredowe jakby.
Kwaśniejsze. Posmaki trochę takie... Ocena sześć plus/siedem. Dłuższe niż Furmint z tego samego, trudnego rocznika. Długość i świeżość.
Fajne. 13 procent alkoholu, a więc zdecydowanie mniej niż w 2007, zero cukru resztkowego (prawie pewno;), 5,6 grama kwasu na litr. Harslevelu
riper than Furmint, stwierdził Istvan Szepsy i basta.