Zielone

Bałem się. Bałem się, że rozpłynę się w deszczu i oceanie Guinnessa. Że wiatr zerwie mi czapkę z głowy i już mi jej nie odda. Że intelektualnie nie dam sobie rady z wjechaniem samochodem na rondo w ruchu lewostronnym. Jednak pomimo to dałem radę. Irlandia jest piękna.

ire05.JPG

Widowiskowa, czasem twarda, nieustępliwa. Jednocześnie sporo nas z Irlandczykami łączy. Też grubo kroją szynkę i tłusto jedzą, a potem zalewają się piwem i spirytualiami. Sam zacząłem od irish stew, ale wkrótce przestałem bo znów pojawił się strach, że tłuszcz zapcha mi żyłę i zapomnę jak się nazywam. Poza tym powiedzieli mi że to turyści tylko jedzą. Ale jak zobaczyłem guinness pie, to też dałem sobie spokój. Nie ma sensu katować się zbyt długo jedzeniem w pubie. W Dublinie wystarczy wsiąść do kolejki DART i pojechać do Howth. To tylko kilkanaście minut drogi z centrum. Potem pójść do jednej z knajp w porcie i zacząć jeść owoce morza albo ryby, popijając nowozelandzkim sb. Tanio niestety nie jest, ale dawno już nie jadłem tak smacznych ostryg, czy kalmarów. Irlandczycy lubią i potrafią dobrze zjeść. Wystarczy wpaść do rzeźnika albo sklepu z rybami i popatrzeć co tam leży półce. Na przykład na kawałek krowy rasy Hereford. W pamięci, takim obrazkom, towarzyszy tylko zazdrość.

ire04.JPG

A propos wina. Oczywiście Tesco rządzi:) Lepiej jest w sieci Dunnes Stores i pewnie nieśmiertelnym Marks & Spencer. Gorzej w sklepach SuperValu. W każdej dziurze działa sklep z alkoholem (off-license). Zasada jest prosta. Im dziura jest bogatsza i mniej zabita dechami, tym wybór win jest lepszy. Jest nawet sieciówka o nazwie O'Briens (obrienswine.ie). Sklepy działają w różnych miejscach Irlandii, raczej w większych miastach, choć nie zawsze. Na półkach dużo klasyfikowanych bordosów, niezła burgundia, a jeżeli Nowy Świat to naprawdę dobra oferta od Aussie i Kiwi people. Przynajmniej na to zwróciłem uwagę. Zawsze też trwa jakaś promocja, która sprawia, że ceny zaczynają dryfować w kierunku liczby 10:)

ire01.JPG

W samym Dublinie trafiłem na kilka miejsc. Terroirs (terroirs.ie), gdzie na przykład jest sporo fajnych etykiet z południa Francji, ale rozziew pomiędzy tym co na ich stronie www, a tym co można dostać w realu jest tak ogromny, że człowieka czeka w tym sklepie sporo nie do końca miłych niespodzianek. Kilka numerów dalej, również przy Morehampton Rd., mieszczą się delikatesy Donnybrook Fair, z nieźle zaopatrzonym działem z winem. W centrum miasta, przy handlowym deptaku Grafton St., działa Corkscrew (thecorkscrew.ie), gdzie można dostać sporo ciekawych butelek, np. z Kalifornii. W dublińskich dokach natknąłem się na sklep Mitchell & Son (mitchellandson.com). Mieści się w centrum handlowym CHQ, które jest miejscem bardzo smutnym, bo niemal zupełnie opustoszałym. Kryzys lubi pustkę.

ire03.JPG

Jak już wspominałem wiele nas z Irlandczykami łączy. Oni również byli wiecznie ciemiężeni, najeżdżani, grabieni. Zawsze na peryferiach, wciąż zmuszani do ucieczki, wypędzani z własnych domów. W przypadku wina, łączy nas jeszcze jedno. Jest po prostu cholernie drogo.

ire02.JPG