Wulkanizacja na Santorynie

Płyniemy na Santoryn. Czemu na Santoryn? A nie np. na Samos, gdzie słodkie muszkaty mamią, a nasz przyjaciel Nikos ostatnio zamieszkał i zapraszał. Bo z Krety blisko. A to właśnie tam bawiliśmy na wakacjach. Wyspę śmierci Spinalongę już zwiedzilśmy. Trędowata ciągle straszyła po nocach. Tym razem postanowiliśmy więc wybrać się nieco dalej, aby odpędzić demony. Startujemy z Heraklionu. Katamaran tnie wodę jak żyleta. Nie wiadomo kiedy pojawia się wyspa. Wygląda dziwnie.
SANTORYN.JPG SANTORYN0.JPG
To, że czarna, aż tak nie dziwi. Było się na Etnie i na Śląsku to się wie, że nie ma co się bieli Dolomitów spodziewać. Ale śnieg na szczycie? Sen to czy jawa? Sennie się jawią miasteczka na szczycie: Oia i Thira, do wyboru rozsiadły się na dwóch krańcach kaldery. Zapraszają gościnnie. Trzeba pokonać tylko z 300 metrów w pionie i już. Autobus przechyla się złowieszczo nad przepaścią, kobiety piszczą, ale na kierowcy nie robi to żadnego wrażenia, choć wspomina, że złapanie tu gumy różnie może się skończyć. W końcu dojeżdżamy na plateau na szczycie, gdzie winorośl kłębi się, tuląc do ziemi i pełzając niby jaszczur. Tylko tak może obronić się przed wiatrami, które zapewniają dobrą wentylację winnic i dobrą jakość owoców.
SANTORY.JPG SANTORYN3.JPG
Wypuszczeni z autokaru na wolność zamiast pędzić w pogoni za jeszcze jednym widoczkiem, czy jeszcze jedną flaszką Assyrtiko (nic innego prawie tutaj nie piją, serwują je w kilku wesjach: mocne brousko, nocne nykteri czy zwykłe Assyrtiko... dobre na śniadanie) siadamy leniwie przy stoliku, zaczepieni przez obieżyświatów z Nowego Jorku. Warto być na bieżąco, dowiedzieć się co pijają za Wielką Wodą. On z Izraela, ona z Francji, dziecko z Nowego Jorku. Czujemy się przy nich nieco prowincjonalnie. Mimo wszystko opowiadamy im o Skierniewicach. Tymczasem wycieczka już wraca i tłumnie kieruje się do autokaru. Przyłączamy się niechętnie. Ruszamy dla odmiany na plażę, mijając po drodze liczne winnice.
SANTOR.JPG SANTORYN4.JPG
Drobne, ciemne wulkaniczne kamyczki przylepiają się zamiast piasku. Za dużo czasu to i tu nie ma. Przyglądam się pobliskiemu szczytowi, który ostał się ostatniemu wybuchowi, przyglądając się z odległości i mrucząc: "Jaka piękna katastrofa!" To wtedy powstała kaldera, zaś przy kolejnym wybuchu wypiętrzona została nowa wulkaniczna wyspa. Skała jest ostra, pamiętam jeszcze z Etny, że tnie buty jak żyletka. Czasami się można przysmarzyć. Wspomnienie Śląska nieodparte. Słońce chyli się nad horyzontem. Czas wracać. Obiecujemy sobie powrócić.
SANTO.JPG SNA.jpg SANTORYN9.JPG
A za kilka dni powrócimy tymczasem do win z tego regionu. Przyjrzymy się im bliżej i z nieco szerszej perspektywy, o czym nie omieszkam Was oczywiście poinformować. Słodkie Vin Santo z Assyrtiko, czy Mezzo z Mandelarii, do tego wytrawne białe z Assyrtiko czy Aidani. Hatzidakis czy Sigalas, goszczą już w Polsce. Warto zajrzeć do 101win.pl, Wina.pl czy Eximy znaczy WinaBalkanskie.pl, aby przenieść się na wulkaniczną wyspę i przekonać o wybuchowej sile ekspresji tamtejszych win. Brakuje u nas na rynku dużej kooperatywy SantoWines (a szkoda bo w Decanterze ich wina razem z flaszkami Boutarisa rządzą i dzielą, zresztą ku przerażeniu Montiego;) czy też win od Arghyrosa czy swojsko brzmiącej firmy zwiącej się Gaia, której nie należy mylić z Angelo Gają z Piemontu, bo wymawia się to jednak zupelnie inaczej: Jea. Yeah, we shall wait...
SANTORYN2.JPG SANTORYN8.JPG

Comments

Atlantyda