Orla Perć wszystkiemu winna

Inspiracją do tego artykułu świetny tekst Łukasza Kazimierczaka "Widziałem Orlej cień", którego fragmenty przytaczam, a który ukazał się we wrześniowym numerze NPM Magazynu Turystyki Górskiej, gdzie sporo miejsca poświęcono temu kultowemu szlakowi górskiemu. Rozważania czy z łańcuchami, czy bez, a może via ferrata, przypominają winne dywagacje z rodzaju stal czy beczka, jaka i ile, odpowiedzi nie ma, z tym, że w winnym świecie łatwiej o eksperymenty. No to startujemy, zgodnie z harmonogramem, z Zawratu.

P7300128.JPG

Stoicyzm
"Myślałeś, że w życiu widziałeś już wszystko?... Na przykład bosonogiego Rosjanina, podążającego przez Granaty dziarskim krokiem... Specnaz jakowyś, magik treningu autogenicznego ze stajni Kaszpirowskiego, czy jeszcze coś innego?... Nie widziałem u niego nibynóżek, zakamuflowanych poduszek powietrznych ani nadzwyczajnych zrogowaceń w stylu tolkienowskich hobbitów".
Na Granatach byłem, ruskich wtedy tam nie było, był za to i jest pewno krzyż, jak na niektórych etykietach. Dużo wszak la croix, saint chapelle itp. w winnym świecie. Wina w górach się nie pija (chyba, że w schronisku), czasem tylko na Ben Nevis whisky poczęstują, szkocką oczywiście z piersióweczki, nie polecam. Co do winnych osobliwości to zadziwiają mnie męczone w beczkach wina o słabym owocu, niezmiennie. Kruche, którym łątwo beczką kręgosłup przetrącić, wątłą naturę wypaczyć. Białe z czarnych już przestały zadziwiać, nie tylko dzięki szampanom. Czasem też zadziwi mnie alkohol zgrabnie ukryty, czy odmiana endemiczna, nigdy wcześniej nie próbowana. A Was co zdziwiło ostatnio? Marceli Szpak ciągle dziwił się światu, ale to z dzieciństwa bajka, która z kolei dla mnie była równie zagadkowa jak Kot Filemon w TVP. Niestety coraz mniej mnie dziwi, szkoda.

P8151388.JPG

Flegmatyzm
"I bardzo dobrze, w końcu ktoś zaczął wcielać w życie szczytne hasło góry bez barier. A skoro żadnych barier, to nie może być ich także dla zakonnic w powiewających na wietrze habitach, szykujących się do sforsowania osławionej drabinki nad Kozią Przełęczą... No i nie pomyliłem się - siostrzyczki pokonały drabinkę lekko z gracją, stylowo, z wprawą godną samego Jana Długosza albo jeszcze lepiej - krakowskich Pokutników... Na przykład człowieka z parasolem, który rączką zahaczał o klamry w pięknym, ukośnym kominku w Orlej Baszcie... Ów dżentelmen jakby wyjęty z Klubu Pickwicka... buhajem, nacierającym od strony podciętego Żydowskiego Żlebu w kierunku Zmarzłej Przełączki Wyżniej? Mowa o przerośniętym człowieku demolce... rozdającym kuskańce każdemu, kto się ośmielił spojrzeć na jego towarzyszkę w lamparckim anturażu... spalona solarycznym słońcem twarz Fatimy spod Wołomina wspaniale konstrastująca ze śniegiem zalegającym w żlebie... A w tle... grało podwójne, łańcuchowe staccato - tych w ręce i tych grubszych - na ręce..."
Wino bez barier? Są we Włoszech organizacje zatrudniające niepełnosprawnych, bodajże Russiz, ale pewno nie tylko. Bywają też wina, które powstają z autochtonicznych odmian, kupaże z kilkunastu odmian skazanych na wyginięcie. Też włoskie, ale nie pamiętam jakie. Co do stylu winnego, za przeproszeniem, spożycia, to bywają kurioza ze świeczką w jednej, karafką drugiej, butelką... chyba się zagalopowałem, rąk nie starczy. Czy też szukający gorączkowo trybuszona, używający ze swadą i lubością winnej nowomowy, niezrozumiałej dla większości. Można się jednak oszukać, jak z gościem z parasolem na Orlej, pozory mylą, szczególnie jak niepozorna babeczka na degustacji siedząca cichutko, nagle wymieniać zaczyna aromaty jakie jej się kojarzą i panom, którzy z książek wiedzą o wanilii, cedrze, pudełku od cygar i skórzanym pasku zegarka, czy siodle nagle robi się głupio, milkną onieśmieleni wybuchem sensualnej erudycji, której nijako z książek przecież nie wyczytają. Do tego trzeba mieć po prostu nosa. Co do buhaja to Winni Rambo też się zdarzają, degustacyjni wodzireje. Ich towarzyszki wyperfumowane do granic, suną od jednego do drugiego stolika dziwiąc się, że tak mało czerwonych win półsłodkich oferują. Panowie coś wiedzą, więc usilnie proszą o czylyjskie z modnego ostatnio regionu szentral walej, nie Maipo, nie Rapel, szentral ma być i już! Na paniach robią wrażenie.

P8151411.JPG

Cierpliwość
"... od żwawych łojantów z błyskiem w oku po typowych przedstawicieli sarmackiego pospolitego ruszenia, co z pieśnią na ustach i strzałami z kapiszonów ruszają hurtem na Giewont i inne Ciechocinki... kluczowe trudności trawersu przepaścistych Orlich Turniczek - zacna lufa... aż wyłania się... ubranych w ten sam sposób - bez względu na to, czy jest to rodzinny wyjazd na grill w Borach Tucholskich, przechadzka po Polach Elizejskich czy też próby rozpaczliwego zsuwania się po kupie luźnych kamieni gdzieś w obejściu Wielkiej Buczynowej Turni... tego rodzaju wynalazki stanowią mniejszość... na Orlej... miast obrócić się na pięcie i udawać nagłe zainteresowanie fascynującą budową Skrajnej Sieczkowej Przełęczy."
Powszechność zainteresowanie winem w Polsce też rośnie. W serialach wina pijają przez cały dzień, w czasopismach wychwalają błogosławiony wpływ na ludzkie zdrowie spożycia umiarkowanej ilości wina, więc ludzie rzucają się na palety w Biedronce poszukując kaberneta, co ma im nadszarpnięte zdrowie i ogólne samopoczucie poprawić. Na początku dobrze, żeby kwaśne za bardzo nie było, potem zaczynają do sklepów z winem zaglądać, dziwić sie, że tyle tego dobra, wybierać, smak swój definiować, z czasem zmieniać. Specjaliści sklepowi czasem rozsądnie doradzą, eskperci na forach coś tam podpowiedzą. Choć niestety równie często bywa, że tak czy owak swą przewagę podkreślą, przepaść pogłębią, szkoda. Ze stratą dla wina. Na Forum Wino gdy zaczynaliśmy (ja w 2003) atmosfera była niezwykła, familijna, ludzi garstka, teraz tłumy się tam przewalają, z różnym skutkiem.

P8151425.JPG

Pokora
"Oto bowiem jakiś człowiek siedzący na Skrajnym Granacie - a jakby sekundę temu teleportowany ze swojej przytulnej szczęki w okolicach Stadionu Dziesięciolecia - w przypływie nagłego natchnienia zaczyna opowiadać... o pięknym śnie młodopolskiego poety Nowickiego, któremu zamarzyło się stworzyć jedyny w swoim rodzaju fantastyczny szlak grzbietowy... zagryzaniem wafelków wyciąganych z charakterystycznej pasiastej torby... stadionówki... Albo mężczyzna o aparycji wziętego zegarmistrza, który w jakichś żałośnie nizinnych półbutach żeby nie powiedzieć mokasynach... ogarnia czujnym wzrokiem... w wąskim skryżowaniu szlaków między Orlą Percią, a drogą z Koziej do Pustej Dolinki... porusza się po wyślizganych, obłych i pochyłych kamieniach z gracją i lekkością Odetty z Jeziora Łabędziego... młody Słowak... pochodzenia romskiego, ubrany w na poły znoszone łachy i tanie, bułgarskie, bazarowe adidasy, który ksacze sobie jak gdyby nigdy nic po urwistych, północnych zboczach Koziego Wierchu. Samorodny talent wspinaczkowy... Chyba tak musiał kiedyś chodzić słynny Jerzy Leporowski."
Na Wojtka Bońkowskiego jak popatrzyć, to też można zobaczyć wziętego zegarmistrza, choć zza przygrubych okularów ciężko coś dostrzec. A jednak oprócz prezentujących się w końcu nie dużo lepiej/gorzej Andrzeja Daszkiewicza i Dominika Chlastawy to w Polsce przecież najlepszy spec od wina. Nie wspomnę o winemakerach, czyli naszych winiarzach, bo to przecież zupełnie inna kategoria i w tej grupie wielu fascynatów się znajdzie, których winna erudycja niejednego zadziwi. A jednak zadziwiają mnie inni. Joe Stru niejaki, który zgaduje w ciemno większość win, o aparycji i sposobie noszenia się takim, że z niejednego sklepu z winem, jak to kiedyś mówił, z chęcią by go przepędzili, gdyby nie to (a może właśnie przez to), że sięgał właśnie po butelkę za 300 złotych... Czy Sstarlet, która w ciemno odmiany zgaduje, ze swadą i lekkością, wady najmniejsze w winach wychwytując. Czy też taki MKonwicki, co z kuchni nie wychodzi, a w winnym świecie szybko naturalną ewolucję przeszedł... dochodząc pod ścianę, do ekstremalnych win jurajskich czy Astrolabe od Givenchy'ego, w których znalazł upodobanie. Rurale na pierwszy rzut oka też na winnego poetę nie wygląda, ot urzędnik z szansami na trzecią grupę urzędową jak to pisał Waligórski, w starym, zmiętym prochowcu. Pozory mylą. Z winami też bywa zabawnie. Śledzimy beczkę, znajdujemy malo, dojrzewanie nad osadem nam się z czym innym myli, kolory jak widzimy potrafimy rozróżnić, Nowy Świat lepszy od Starego bywa, nierozpoznany. W ciemno zabawy z degustacją pouczające. Głównie uczą pokory.

P8151400.JPG

Pycha
"Gdzieś między Zawratem a Krzyżnem spotkamy jeszcze jedną kastę osobników... brykaczy-napinaczy... napierających niczym czołgi Guderiana na Polskę, dla których cały ten piękny szlak jest tylko kolejnym poligonem, jeszcze jedną okazją do pokazania swoich przewag cielesnych, zadania szyku i podwyższenia samooceny. Poznacie ich po opuszczonej głowie, zawziętej minie i ekspresowym tempie... jakby jakiś pijany chirurg zaszył w ich trzewiach tempomat pobudzający do nieustannej galopady po grani. Owi ojcowie-założyciele jednostki specjalnej Grom to największe zakały na szlaku, tratują wszystko... spuszczają po łańcuchach... jakby obrywali porzeczki.... Do takiego spotkania w samo południe może dojść wszędzie... ot choćby w Żlebie Kulczyńskiego. Demonstracyjna pewność siebie nie zawsze idzie w parze z z rzeczywistym stanem ducha... w okolicach drabinku na Koziej Przełęczy... trzęsące się łydeczki... Jak to mówią patomorfolodzy - ciała nie oszukasz"
Postawy takowe postrzegam w winnym światku po obydwu stronach barykady. Ego napięte do granic niemożliwości, wydęte jak balon, to domena facetów, choć i wśród kobiet ambicja zgubną bywa. Mało kto potrafi się do błędów przyznać, smutne to niesłychanie. Rola wiejskiego głupka wygodna przyjęta pro forma wygodna i z tego dęcia-gięcia nieco człowieka zwalnia, powietrze spuszcza też żart w porę zadany. Niestety wolne od tej egosupremacji nie są ani Forum Wino, ani Magazyn Wino, czy niektóre blogi, a z przykrością muszę przyznać, że i na SstarWines się to zdarza. Więcej humoru, mniej honoru gorąco polecam! A co do patomorfologii, to polecam badania okresowe;-) Stan wątroby, żołądka i innych części przewodu pokarmowego warto od czasu do czasu sprawdzić. Sylimarol i emoprazol czasami nie wystarczą. Miesięczna abstynencja też dobrze raz w roku zrobi. Powtórzę za patomorfologami: Ciała nie oszukasz!

PA080126.JPG

Roztropność
"Gdyby głupota mogła unosić, to latałaby Pani jak gołębica - to jeden z moich ulubionych, czeskich bon motów autostwa złotoustego, filmowego doktora Strosmajera. Dlaczego o tym wspominam? Bo widziałem i słyszałem na Orlej wystarczjąco dużo, by nabrać przekonania, że przestrzeń powietrzna nad nią musi być być zatłoczona bardziej niż nad paryskim lotniskiem Orly... zdolności spekulatywnego myślenia zaprezentowanego przez paniusię, która postanowiła rozchodzić swoje, nowe, górskie buty od razu na ostro, robiąc sobie mały spacerek po Orlej Perci... w swojej apteczce były chyba tylko cukierki z melissą.... W okolicach Budzynowej Igły widziałe z kolei ludzi o wargach białych i spieczonych jak usta Nel z W pustynii i w puszczy w czasie ataku malarii. Zero wody, ale za to cały plecaj wypchany chałwą. Szybkie obliczenie, od Budzowej do Kryżnego jakieś półtora godziny forsownej wspinaczki... Albo małżeństwo, które postanowiło za wszelką cenę udowodnić... że można przejść Orlą Perść z kilkumiesięcznym dzieckiem w nosidełku... słyszeli z jakim hukiem spadają kamienie w stromym kominku pod Czarnym Mniszkiem? Tutaj przyznaję, że choć nie miewam raczej inklinacji a la szwedzka opieka społeczna, to w takich momentach... odbierania praw rodzicielskich w trybie zaocznego sądu kapturowego."
U nas Deo i GP piętnują od dawna winną głupotę, choć gdyby to czynili z odrobiną autoironii, z mniejszym poziomem agresji, zyskaliby więcej popleczników. Tak czy owak, tu czy tam (w MW czy na SW) czy w innym miejscu winnego internetu, potrzeba odrobiny samokrytyki, autorefleksji, aby nad tymi naszymi winnymi notkami czy też blogami przestrzeń powietrzna nie była aż tak zatłoczona. Czego sobie i Wam życzę. Ponosi nas czasem w degustacjach, gdy przeszacowujemy swoje możliwości, gdy pluciem się brzydzimy, a potem cierpimy nieszczęśni dnia drugiego, niepomni na ograniczenia wątroby i żołądka. Zabieramy na degustacje osoby, które kwaśnych win nie lubią, a tu słodkiego jak na lekarstwo, narażając się na szydercze spojrzenia osób prezentujących wina oraz na rozgoryczenie naszych kompanów.

PA080119.JPG

Umiarkowanie
"Brak elementarnej wybraźni na szlakach górskich upodabnia je... do naszych samochodowych dróg... nazbyt asekuranckiej jazdy... wyprzedzanie na trzeciego i palenia gumy.... królowej angielskiej... wieszających się po kilku na jednym łańcuchu, nerwowo reagujących na każdą próbę mijania... z innego bieguna - nieodpowiedzialni wariaci... na łeb, na szyję w wąską gardziel Koziej Przełęczy Wyżniej, gniewnie pokrzykujący... próbujący się wciskać... w zagmatwanym systemie łańcuchów w okolicach Granackiej Przełęczy. Tym większy szacunek... którzy rezygnują z kabotyńskich póz i popisów... jak młoda kobieta wędrująca od strony Zawratu w towarzystwie córki, której wystarczyło jedno spojrzenie w czeluść żlebu Honoratka, by zakończyć swą przygodę z Orlą Percią." oraz "Zdjął swoje stare, wierne drewniaki, postawił stopę na pierwszym z niknących we mgle szczebli drabinki nad Kozią Przełęczą, popatrzył w dół, przeżegnał się i cofnął ze słowami: - Nie ma głupich, nie dam się zabić."
O winne parelele jakby trudniej, choć umiarkowanie w jedzeniu i piciu samo ciśnie się na usta. Ciężej wytrwać, jako, że wino apetyt pobudza. Przeszarżować się zdarzyło chyba każdemu. Popisywać winną wiedzą też może? Kozie Przełęcze, czyż jest coś lepszego niż loarski Sauvignon z Sancerre i kozie sery, może niekoniecznie na Koziej Przełęczy, gdzie miejsca nie ma, ale na Pościeli Jasieńskiego może? Żartowałem, lepsze jakieś dobrze mineralne wino, Pouilly Fume na przykład, a jeszcze lepiej woda... też oczywiście mineralna. Śnieg jakoś pragnienia bowiem nie zaspakaja, za mało mineralny znaczy jest, choć na skale zalega;-)

PA090133.JPG

Optymizm
"Dobra, koniec tej jeremiady i gderaniny, bo jeszcze naprawdę wyjdzie na to, że na Orlej można się nabawić tylko odcisków, przepukliny i skrętu szyji od oglądania dziwów ludzkiej pomysłowości. W końcu ma to być przecież zachęcająca opowieść... a nie recenzja radzieckiego filmu wojennego, ten zawsze musi się kończyć wystrzelaniem albo potopieniem w bagnach całej kompanii, do ostatniego czerwonoarmisty... Ot choćby tylko po to aby poleżeć i pobyczyć się na słynnej Pościeli Jasieńskiego... dołożymy potężną dawkę adrenaliny, zapierające dech widoki oraz niemal euforyczne poczucie wolności i swobody - .... największym milczkom i mizantropom puszczają hamulce i wzrasta nagle chęć na pogawędkę z przygodnym nieznajomym z sąsiedniego komina... Żeby troszku załoić..."
Wino działa podobnie, euforia, wolność, poczucie nagle zadzierżniętych przyjaźni, zwykłych, codziennych, z sąsiadem zza ściany i wirtualnych, z ludźmi, o których istnieniu dowiadujemy się z sieci. Nalgle osoby o drewnianych nogach okazują się świetnymi tancerzami, milczkowie duszami towarzystwa, błyskającymi intelektem. Czasem niestety wyjdzie też słoma z butów, to też się zdarza. A przy okazji o to też w końcu chodzi, aby troszku załoić, nieprawdaż?

PA090207.JPG

Na koniec dodam, że pierwszy kamieniem nie rzucę. Ani na Orlej, ani tutaj, w winnym (k)raju. Odnajduję się bowiem po trosze w każdym z wyżej wymienionych gatunków, muzeum ludzkich osobliwości... i tym bardziej mnie to śmieszy.

Comments

Byłem tam i ja za młodu,

Byłem tam i ja za młodu, ledwie z życiem uszedłem. Słaby ze mnie górołaz.

Wpisujesz się?

Wpisujesz się w te słowa: "Zdjął swoje stare, wierne drewniaki, postawił stopę na pierwszym z niknących we mgle szczebli drabinki nad Kozią Przełęczą, popatrzył w dół, przeżegnał się i cofnął ze słowami: - Nie ma głupich, nie dam się zabić."

Od Granatów do Zawratu

Przeszedłem od Granatów do Zawratu ale jak pisałem o mały włos tam nie zginąłem. Oba kamienie jakich się trzymałem wyrwały się w tym samym momencie i odpadłem od ściany, kolega który szedł za mną przytrzymał mnie odruchowo (leciałem mu na głowę Wink i zdołałem się ponownie złapać skały. Niemiło to wspominam. Miałem wtedy 14 lat i byłem bodaj trzeci raz w Tatrach. Ten kolega z resztą miał wtedy równie nieprzyjemną przygodę (był w Tatrach pierwszy raz), ześliznął się ze skały i wisiał rękami trzymając się łańcucha, nie miał siły się podciągnąć, jakieś starsze małżeństwo mu pomogło dając cenne instrukcje. Ogólnie była masakra i wielka nieodpowiedzialność z naszej strony.

Deszcz padał

Żeście odpadali jak te ulęgałki do ściany? Ja poleciałem osiem metrów, ale wstyd przyznać na ściance wspinaczkowej. Mój przyjaciel poleciał nieco dalej w Tatrach w okolicy Morskiego Oka, ale trzeci hak utrzymał go, gdy dwa poprzednie wyleciały, to gdzieś w okolicy Żabich było, krucho tam. Wcześniej coś na Kazalnicy robił, ogólnie kumaty raczej był. Potem jakoś przestał się wspinać. GP też chyba wspinaczkowej przygody zaznał, o Eigerze coś wspominał, znaczy do ściany podszedł;-)