W Janowcu... o nadkwaśności polskich win i polskiego żołądka

Byłem w Janowcu, godzinę, może półtorej. W koszulce;-) Wrażenia? Cóż, jak to delikatnie ująć... Może tak, rano zażyłem pantoprazol, słuszną dawkę 40 mg. Byłem w swoim mniemaniu, o wielka naiwności, świetnie przygotowany. Wracając musiałem odwiedzić aptekę, pół butelki wodorotlenku glinu wróciło mi chęć do życia. Co, poza nadkwasotą?

Na muzykę festynową też się nastawiłem, ale natężenie tejże momentami mnie przerastało. Szparagi smażyli na nieklarowanym maśle, co robi różnicę. Jest też pytanie o sens wystawiania na takiej imprezie greckiego halloumi z supermarketów, i to w jeszcze wyższej cenie. Na plus parę lokalnych i mniej lokalnych serów, jeden pasztet i chleb. No i Winnica Płochockich, szkoda tylko, że tak skromnie. Tyle marudzenia, było w sumie fajnie, za rok też się wybiorę;-) Szersza relacja ma być na blogu WB.

Comments

Fotka

Fotka z Kasią Niemyjską Włodarczyk z Winnicy Pańska Góra, prowodyrką imprezy w Janowcu, jedną z wielu.