Burgund i stare koronki

Burgundy zrobiły się cool i jazzyyy i w ogóle wszyscy co dawniej pili Petrusy teraz uparli się pić burgundy... wygląda na to, że trzeba to przeczekać - tylko czy lepsze czasy nastaną jeszcze za naszego życia?

Marek Bieńczyk wrócił ostatnio z Paryża wstrząśnięty (i chyba nawet zmieszany). Powiedział, że ceny oszalały. Że przechodzi na nową wiarę. I że już chyba lepiej kupić dobre bożole...

mb.jpg

Smutno to było słuchać - ale za stary już jestem żeby zmieniać świat. Pozostaje cieszyć się tym co mamy... ale jak tu się cieszyć jak przespało się okazję?

Butelki od Potela na 101win od kiedy się pojawiły nurtowały mnie bardzo - ale zwyczajne skąpstwo stało zawsze między mną a nimi. A jak już dusigrosz dojdzie do głosu to zawsze znajdzie dobre uzasadnienie... bo przecież takie stare to już tylko wartość historyczna, poza tym lepiej wydać te pieniądze na niezłe bordosy z pewnego źródła, a w ogóle to skąd ten Potel te wina wytrzasnął?

potele.jpg

Racjonalnie rzecz ujmując miałem rację - szansa na dobre butelki razy cena nie dawała wyniku godnego tej inwestycji - tylko po cholerę tyle myśleć? Pozostaje się pocieszać, że jakbym się jednak zdecydował i kupił te butelki wcześniej to pewnie byłyby stare albo korkowe.

O korek otarło się pierwsze wino, które otworzyliśmy. I dosłownie i wątpliwie. Dosłownie bo Juniorowi nie udało się otworzyć butelki i większość korka znalazła się w środku. Po chwili nerwowego sapania zapadła decyzja żeby lać czym prędzej to wino do kieliszków. I tu pojawił się korek wątpliwy. Marek i Rejent Milczek twierdzili, że jest, Morelino, że może troszkę, u mnie pojawiał się i znikał... ale na pewno nie przeszkadzał w ustach. Wino w pierwszym nosie było miodowo-akacjowe. Potem rozwinęły się nuty orzechowe, krzemień, jakieś kwiatki.W ustach mocne, zwarte, pełne świeżej wciąż kwasowości. Finisz długi choć nie owocowy ale raczej skalisty z przebłyskami grejpfruta. Naliczyłem mu 93pkt - inni chyba mniej... ale co tam - mój wpis, moje punkty Smile

perrieres.jpg

Potem przyszła kolej na wina czerwone. Na szczęście dla nas wszystkich pojawił się Morelino i przejął na siebie obowiązek otwierania butelek...a robi to naprawdę dobrze - wiem bo widziałem już parę korków rozpadających się chwile po tym jak Andrzej je wyciągnął z butelki...
Pommard 1988 - rocznik dał wina mocne, zwarte ale cytując Pana Rousseau "trzeba było być prawdziwym idiotą żeby nie zrobić dobrego wina w tym roku".
Zaraz po otwarciu uderzyły nas ( Marka, mnie i kilka kolejnych osób) niesamowite nuty poziomkowo-eukaliptusowe. To są właśnie te chwile, gdy czujemy, że chwyciliśmy Pana Boga za nogi. Butelka szła dalej, kolejne osoby dostawały coraz bardziej wspomnienie tego zapachu. Według wyliczeń Marka gdzieś w okolicach między Krzyśkiem a Rejentem poziomka nam wyparowała.
Miałem szczęście!
Po słodkiej i pięknej poziomce zagościły w nosie, już na dłużej, nuty zgodne z siedliskiem i rocznikiem. Żelazawe, ziemiste, krwiste - może to od gleby (czerwonej - stąd nazwa Les Rugiens), może od zabobonów - w sumie nieważne. Usta całkiem młode, dużo owocu, kwasowość nawet ciut za duża (wg. Marka trochę odklejona od reszty). Po kwadransie nos się wypłaszczył ale usta były nadal wielkie...

P1988.JPG

Kolejny był Volnay 1976 - spodziewaliśmy się, że będzie troszkę słabszy od Pommarda i stąd taka kolejność.

Wino z ciepłego rocznika, który dał wina pełne, skoncentrowane, tłustsze czy grubsze, bardziej zmysłowe... To wino doskonale się w ten schemat wpisało. Uderzył ciepły owoc, słodki, dojrzały, lekko dżemowy, potem jednak jakby zmężniał, przestał się roztkliwiać nad gorącym latem i przeszedł w świeże nuty poziomkowo-truskawkowe. Usta powaliły pełnią, wielkością, hedonistycznym wypełnieniem. To wino można by sprzedać każdemu mówiącemu, że burgundy ciała nie mają... Taki stereotyp, że jak już jest dusza to na ciało miejsca brakuje, czy co?

V1976.JPG

Przy kolejnym winie to inni mieli szczęście, my siedzieliśmy na końcu kolejki i musieliśmy przebijać się przez farfocle.. ale jakie to były farfocle - prawie jak przedwojenne Smile
Na początku w nosie pustka - bałem się bardzo - dopiero później przyszedł owoc, choć w tym winie, jako jedynym, czuć już było wiek (herbaciane fusy rozpychały się pomału). Usta znów przednie. Pełne, cieliste z chyba najpiękniejszą kwasowością...

P1976.JPG

Pommardem 76 zakończyliśmy etap nieistniejącego świata, podróż w przeszłość dobiegła końca... choć wróciliśmy szczęśliwi, pewnie zostalibyśmy tam jeszcze przez chwilę, może jeszcze dłużej... może nawet do śniadania Smile

Kolejne wino miało pod górkę.
I nie wiem czy je na siłę usprawiedliwiam (wypada się przyznać, że mam w domu butelkę) czy faktycznie trudno było się dobrze zaprezentować po wyprawie do wnętrza ziemi, a może po prostu corton to nie jest wielkie GC, nawet w doskonałym roczniku...
tak czy inaczej było to najgorsze wino całej degustacji. Choć pewnie w innej byłoby królem...
Zapisałem na gorąco, że owocowe, prostolinijne ale jakoś tak przykurzone, bez głębi, bez wyrazu... wiem jedno z moją butelką poczekam - albo coś z niej będzie albo nie, ale teraz pić nie warto.

corton.JPG

Musigny...eh! Marzenie poetów, prozaików i wszelakiego dalszego pospólstwa.
Ale trudno się z tym marzeniem spotkać - pozostaje więc na osłodę wstęp, prolog, aperitif...
Kiedyś już miałem okazję taki aperitif skosztować (1996 Roumier Les Cras). Piłem z Markiem, On nie pamiętał - ja bardzo. Ale dla mnie był to pewnie pierwszy wielki burgund a tego się tak łatwo nie zapomina...
Tu i teraz mieliśmy chambola od producenta-legendy. Może to już nie pierwsza liga, może nawet słabuje... ale co tam.
Na początek nos który mnie odstraszył - chilijski pinot na wędzonej beczce. Już chciałem krzyczeć, domagać się zwrotu kasy ale po chwile tylko skuliłem się w sobie - w kieliszku coś ożyło. Nie było czystego owocu, dużo jednak nut innych, odbeczkowych, miętowych, kwiatowych. Może trochę za słodkie usta, może za dużo beczki a porównaniu do owocu, a może za młode... przy tym winie nie potrafiłem się zdecydować. I nadal nie wiem. Choć pewnie 90pkt powinno dostać...

comte.JPG

Na koniec został Rousseau. Żeby było o czym myśleć w drodze do domu. Żeby było czym się rozgrzać przedzierając się przez zaspy śniegu, które bezczelnie wyrosły w czasie, gdy my błąkaliśmy się między marzeniami. Nos niesamowicie wielowarstwowy - owocowy, jodowy, waniliowy, lakierowy. I jeszcze gdzieś guma a może smoła... Do tego w ustach zmysłowa kwasowość, delikatny garbnik. Podobno słaby rocznik - drżę więc na myśl jak smakować będzie rocznik wielki. I wiem, że będę na niego polował - mam nadzieję, że tym razem uda mi się nie przespać...

rousseau.JPG

Niezależnie od tego jak bardzo banalnie to zabrzmi, żałuję przyjaciele-stałajnsowcy, że Was tam nie było. A to znaczy, że naprawdę mi się podobało...

Comments

Marek Bieńczyk o wielkiej głupocie

Czas temu opowiadałem o drzemiącej na Ziemiach Odzyskanych, w mieście Szczecin, kolekcji starych burgundów, sygnowanej przez Nicolasa Potela. Ruch Poparcia Burgundów zebrał się w dziewięć osób w wine barze – czy jak to nazwać – ŻuŻu sprawdzić jej stan i zawyrokować o własnej głupocie. Sprawdził i zawyrokował: jest wielka...ciąg dalszy tu następuje.

Burgund i stringi

Z Paryża wróciłem. Byłem w Caves Auge, Cave Bossetti, Grains Nobles i Carrefourze. Ceny różne, ale okazji rzeczywiście mało. Jak Bettane pisze, że 40E to szampan Selosse'a kosztuje 70E, ale to tak w całej Europie przecież. Da się znaleźć niezłego burgunda z 2009 (wymiotło piątkę! siódemka słaba, znaczy do picia już, tuż, tuż, szóstka i ósemka do piwniczki) za 20E. Ja kupowałem 2002 w Grains Nobles, 2009 w Cave Bossetti. Zwykle dobry producent, dobry rocznik, mniej patrzę na burgundzkie terroir. Jak PC to jednak 40E, jak zwykłe to może i być 30E, u nas aż się boję. Wybierałem de Montille, zamiast Anne Gros, tak mi radzili. Jednak fakt, że lepsze wina z dobrych roczników tanie nie są. Co do Potela to piłem kiedyś Maison Rouge zwykłe, generic bourgogne, z dobrego 1999, wstrząsnęło nami wszystkimi (właśnie te poziomki! nawet Deo zapomniał na chwilę o krewetkach;) jak ostatnio zwykłe bourgogne z piątki od Montille'a (tego od Mondovino). Pierwsze za ok. 70 kiedyś u nas na lotnisku (duński importowy sklepik niestety zamknięty), drugie za ok. 30E, w Paryżu. Teraz kupiłem od Montille'a jakieś PC Nuits Saint Georges (lepsze terroir, ale słabszy rocznik 2007, lżejszy, ale nada się do picia już teraz, zobaczymy). Kiedyś szarpnąłem się na Gouges z 1996, za 70E, też Nuits Saint Georges, warto było, choć może za drogo. Wino zamaszyste, jak Meo Camuzet, choć może bardziej klasyczne. A te lakierowe nuty u Rousseau to jak w Domaine Romanee Conti, tam często tak mieli, mi to się nie podobają takie klimaty. Polował będę na Sylvie Esmonin (są jej wina gdzieś w sieci), jej Grand Cru pachnie jak "rose a l'ancienne", zapach wg Bettane'a jak w największych starych burgundach, co o nich w książkach kiedyś pisali. I jak się nie zakochać, jak nie marzyć? A tymczasem otworzę sobie jakiegoś młodego, wyuzdanego, burgunda z dobrego rocznika. W stringach, nie tam żadnych koronkach, normalnych stringach, takich jak mogliśmy oglądać u pewnej łodzianki, której majtki prawie spadły podczas konkursu Miss Polonia, CBA czyli Centralne Biuro Śledcze;) to na pewno dokładnie zbada!