You are so beautiful

Jak w każdej sztuce czy rzemiośle, w winie najciekawsi są ludzie. Ci, którzy je robią, ci, którzy je sprzedają – ale przede wszystkim ci, z którymi pijemy. Nie jestem zdania, że wino zawsze wymaga towarzystwa. Są takie butelki, które wymagają samotności, ciszy, skupienia – wina ulotne, które łatwo przeoczyć, zakrzyczeć.

Ale jednak gros przyjemności, jaka płynie z degustacji, to przyjemność równoległego, zmysłowego obcowania z winem wraz z innymi ludźmi. Wzajemne inspirowanie się poprzez konkretyzowanie skrajnie subiektywnych wrażeń, próby nazwania nienazywalnego by znaleźć z innym wspólną płaszczyznę– to jest prawdziwe laboratorium mowy, proces tworzenia (się) języka w niemal czystym stanie.

Ale ludzie to także ulubione smaki, zwyczaje, określone rytuały. Jeśli umawiam się na wino z Krissem, to mam sto procent pewności, że najpierw będę go bezskutecznie próbował oczarować jakimś burgundem –drań jest uparty i wybredny – a potem przygotujemy polędwicę wołową (pro forma na chwilę wrzucimy ją na ogień, choć z upływem czasu wydaje nam się to coraz mniej potrzebne) i sięgniemy po etykiety z Prawego Brzegu, po Saint-Emiliony i Pomerole, by szukać w nich tego boskiego dotknięcia, od którego jeżą się wszystkie włosy na ciele, a świat wydaje nieco lepszym miejscem.

A kiedy przyjeżdża ze swojej mroźnej krainy Joseph, to wiem, że przywiezie ze sobą biodynamiczne cuda od różnych nawiedzonych geniuszy – nieokiełznane, dzikie, pełne życia Rosso del Contadino od Franka Cornelissena z Etny, cudownie świeże, grejpfrutowe Concerto d’Oniss, L’Opera des Vins od Jean-Pierre’a Robinota znad Loary czy też pomarańczowe z barwy i z nastroju Pinot Grigio od Dario Prinčiča z Friuli… I że będziemy się zachwycać win tych oryginalnością, wpatrywać w ich mętne odmęty, z perwersyjną rozkoszą chrupać pozostały na dnie kieliszków osad i w stanowczych słowach odsyłać siarkę tam, gdzie jej miejsce – do piekła.

Głowa pełna jest winnych wspomnień: niezapomniany, niebywale sprężysty Priorat 2005 Finca Volto o bukiecie od którego kręciło się w głowie, odkryty i pity w Madrycie z Gabrysią; brutalistyczne, ekstremalne Pinot Noir o wdzięcznej nazwie „You are so beautiful” z nadloarskiej Touraine, Domain la Briseau, VdT 2009, pite w Paryżu z moją Pauliną, Magdą i Szymkiem czy też nasze wakacyjne, poślubne, sycylijskie wina z Donnafugaty i Azienda Agricola COS…

Wspomnienia o winach przeplatają się, niczym winorośl, ze wspomnieniami ludzi i chwil. I wino, i chwile mają smak szczęścia.

Comments

Kontretykieta

Tekst pojawił się oryginalnie na blogu Kuby Kontretykieta, a tu znalazł się za jego zgodą, because it is so beautiful Wink