Drakensberg, Góry Smocze. Urywki z Afryki.

rp03.JPG

Widok na Góry Smocze oświetlone zachodzącym słońcem, które
spotęgowało naturalną barwę. Pyszny widok! Niedługo tam będziemy.

rp10.JPG

Wejście/zejście na/z wierzchołka Sentinel. Zamocowane na wąziutkiej i
ogromnie stromej przełęczy. Dobrze, ze było mgliście, bo zdaje się, że
bylo tam strasznie. Są dwa ciągi drabinek po ok. 15-20 m, łącznie parę
ładnych metrów stromizny. Przy temperaturach zdecydowanie poniżej 10 st.
i zamarzających dłoniach oraz mokrych "szczeblach" komfort raczej
poniżej przeciętnego, ale wspomnienia świetne. Niektórym wystarczyło
tylko popatrzeć.

rp09.JPG

Zejście z Sentinela, na którego w końcu nie weszliśmy. A wszystko
przez, jak widać, pogodę. Mgła, chmury i deszcze. Wspięliśmy się po
śliskich drabinkach na jakieś 3000 m i dalej się nie dało, bo ścieżki
nie było, więc trzeba się posiłkować albo mapą i widokiem, albo GPS
(których też nie było). Ostatecznie wróciliśmy do schroniska ok. 15 i
postanowiliśmy hulać. Po hulance przyroda zrobiła nam psikusa o północy,
ukazując kawałek Amfiteatru z warstwą chmur poniżej. Oj, żeby mieć
wówczas jakiś aparat po ręką ....

rp12.jpg

Zejście ze ścieżki wprost na ścianę Amfiteatru - chyba
najsłynniejszego urwiska w Południowej Afryce (rzeczywiście wygląda jak
gigantyczny amfiteatr). Na szczyty Amfiteatru można dostać się
stosunkowo szybko po drabinach od strony wierzchołka Sentinel (to ten po
prawej stronie w chmurach), pod którym znajduje się parking i chata na
wysokości 2600 m (dwie fotki powyżej).

rp07.JPG

Dośc mgliste wspomnienia tego shiraza, bo wypite na pierwszej imprezie w RPA
(znaczy dawno). Pijalny, tyle pamiętam i dośc tani (w granicach 10-15 zł).

rp04.JPG

Był tradycyjny braai (czyli grill), choć wbrew temu, co sugeruje fotka, ryb nie jedlismy.

rp08.JPG

Serwowali do tego pyszne steki wołowe.

rp11.JPG

Centralny Drakensberg (na wysokości ok. 1600 m). Wspinamy się na
Wielką Skarpę (Great Escarpment), ale przed nami jeszcze sporo drogi w
górę. Na razie tkwimy w mokrej trawie, która sięga nam do lędźwi i
niemiłosiernie moczy wszystko poniżej.

rp13.jpg

Wyprawa do centralnej części Drakensbergu. Po lewej stronie
widać przełęcz Leslies. Zeszliśmy nią z Wielkiej Skarpy (Great
Escarpment), której część stanowią Góry Smocze, z wysokości 3300 m na
ok. 2200 m. Pobudka na samej skarpie śrenio przyjemna - silny wiatr
dosłownie wydmuchał nas z namiotu. Pobudka o 4, ale widoki
przewspaniałe. Zejście przełęczą nie należało do łatwych nie tylko ze
względu na nachylenie terenu ale także ze względu na kruchą skałę -
bardzo łatwo zrzucić komuś kamienie na głowę. Pośrodku ostro odcina się
wierzchołek Molar. Moge jeszcze dodac, ze tam na gorze, na tej przeleczy
pilam fajne sherry Segdwick. Super rozgrzewalo umeczone miesnie.

Comments

Widoki

Wow! Jak w filmie o Frodo i pierścieniu i takich tam... Można się chyba zapomnieć w takich górach Wink

Tolkien z Bloemfontein

"Skojarzenia z Lord of the Rings jak najbardziej na miejscu,
bo Tolkien urodzil sie w RPA (dokladnie w Bloemfontein)."
Zabka pewno wiecej napisze, bo w koncu to ona tam mieszka.

Szydło z worka, czyli wyszło nie to, co trzeba

Napisałabym więcej, ale po pierwsze primo star dokonał selekcji zdjęć i, nie wiem dlaczego, wybrał te najmniej reprezentacyjne. Po drugie primo on mial skomponować tekst, a ja miałam dostarczyć wrażeń, a wyszło.... Wracając do meritum: na innych fotkach (tych, które nie przeszły przez Naczelnego) widać świat tolkienowski w pełni. Zresztą co tam - przyjedźcie (może Was tu nie zjedzą:)!

Totalne zagubienie

Można nie tylko pierścień ale i męża zgubić w takich górach. A fotki i widoki rzeczywiście przepiękne. Przypomina mi się Szkocja. Też dużo mgieł, zieleni i brodzenia w mokrej trawie, znaczy w wodzie, w której trawa rośnie, jeśli mamy być precyzyjni. Do tego dochodzą meszki, które tną jak chirurg, sssuper! Na Ben Nevis wchodziliśmy zupełnie z innej strony, ale na szczęście mieliśmy GPS, a po graniówce, arrete co się zowie, na szczycie obowiązkowo szkocka z piersiówki. Potem droga dla konia w dół góry. Polecam Drambuie, likier na szkockiej, z pobliskiej magnetycznej (przyciągała mnie, innym zaś myliła kompas) Skye Island. Loch Ness też kusiła, tuż obok, ale w potwory to ja już chyba nie wierzę, choć pewno niejedną ciekawą flaszkę można stamtąd wyłowić;)